Rozważanie na 12.11.2017
Prawda wcześniej czy później wychodzi zazwyczaj na jaw. A jednak wielu jest takich, którzy tworzą w swym życiu jakiś świat pozorów, udawania, zakłamania.
Słyszałem niedawno jedną z typowych polskich historii o nieuczciwym pracodawcy, który nie wypłacał nadgodzin i tam, gdzie się dało, „oszczędzał” na pracownikach. Sprawa byłaby może jedną z wielu, gdyby nie to, że Paweł, który mi ją opowiadał, jest osobą bardzo uczciwą, a rozgoryczony był przede wszystkim dlatego, że jego pracodawca każdej niedzieli z zadziwiającym spokojem zasiadał w kościelnej ławce i z całą rodziną uczestniczył we Mszy Świętej. To, co działo się przez cały tydzień w pracy, ogromna nieuczciwość wobec pracowników nie przeszkadzały mu spoglądać w stronę mojego znajomego i kiwać głową na znak pokoju.
Paweł nie mógł znieść nieuczciwości. Dziś pracuje w innym miejscu i często chwali nowego szefa. Podkreśla uczciwość, życzliwość dla ludzi i dobrą atmosferę w pracy, która w dużej mierze jest właśnie jego zasługą. Do tego dodaje jeszcze prośbę, jaka zdarza się naprawdę rzadko: „Czy mógłby ksiądz odprawić Mszę św. za mojego szefa? Będzie miał niedługo czterdzieste urodziny”.
W dzisiejszej Ewangelii i jedne, i drugie panny trzymają w rękach swoje lampy. Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że wszystkie są dobrze przygotowane na spotkanie oblubieńca. To jednak tylko pozory. Przyjście pana młodego ujawnia całą prawdę. Nie wystarczy posiadać lampy, trzeba mieć też oliwę, która daje światło… Choć na pozór wszystkie wydawały się być przygotowane, życie pokazało, że wcale tak nie jest.
Jak widzieliśmy wcześniej, można chodzić co niedzielę na Mszę św., zewnętrznie być w porządku wobec Boga i rodziny, a w rzeczywistości mieć serce zamknięte i pozostawać wewnętrznie pustym, bo dalekim od tego, co wyznaje się ustami. Starajmy się, by to, co inni widzą w naszym życiu, miało odbicie w naszym sercu.